Koniunktura na rynku kinowym w czasie epidemii przypomina sinusoidę.
Multipleksy liczą straty i płaczą nad każdym wyrzuconym workiem przeterminowanej kukurydzy.
A prezesi serwisów streamingowych wybierają sobie właśnie nowe Rolexy.
Takie platformy jak Netflix czy HBO GO przeżywają właśnie oblężenie.
Do tego stopnia, że ta pierwsza została poproszona przez władze europejskie o… obniżenie jakości sygnału w celu poprawy prędkości kontynentalnego Internetu.
Okazało się, że bez srebrnych ekranów da się jakoś przetrwać. Dystrybutorzy zmienili taktykę. Premierowe filmu trafiają od razu do domowych telewizorów podłączonych do sieci.
Czerwony dywan pełen gwiazd i premierowego szampana został zamieniony na piątkowy wieczór z kocykiem i kapciami. No i popcornem z mikrofali za dwa złote.
Robert De Niro
James Bond
Niektórzy wierzą jednak w magię sali kinowej. Dlatego też takiego Bonda (Jamesa Bonda) na Netflixie sobie nie pooglądamy.
Premiera tego filmu jak i innych ciekawych blockbusterów (np. Mulan czy marvelowskiej Czarnej Wdoway) zostały przesunięte w nadziei na dobrą sprzedaż tradycyjnych biletów.
Bo kina nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa. Dzielnie przygotowują się do daty otwarcia. Mobilne stacje do dezynfekcji rąk, przyłbice i pleksi, trochę mniej widzów na salach. Na pewno da się bezpiecznie cieszyć magią kina!
Filmowi gracze cały czas mają w rękach dobre karty (i nie chodzi tylko o Jokery). Rozgrywka trwa, choć krupier z pewnością zarządzi niedługo przetasowanie. Nowe rozdanie nastąpi po otwarciu kin. Asy w rękawach czekają na odpowiednią chwilę…